Logo
Pogoda

18°C

  • sgps
  • e-puap
  • bip
  • Kontrast 1
  • Kontrast 2
  • Kontrast 3
  • Kontrast 4
Tłumacz

Tłumacz

STRZYŻÓW POGODA

Legenda Niebylecka

wydrukuj

Zdarzyło się w Bieszczadach... i w Niebylcu

Działo się to w XVII wieku, kiedy pod samym Bieszczadem, we wsi Żubracze, między gęstymi borami, stał ogromny i uzbrojony dwór, w którym mieszkał najbogatszy i najbardziej znamienity pan wśród tamtejszej szlachty - Hieronim Bal - Podkomorzy Sanocki. Miał on już włosy przyprószone siwizną, kiedy poślubił Jadwigę Tarłównę. Małżeństwo wyczekiwało ze zniecierpliwieniem potomka, bo nie istniał prawny dziedzic, który mógłby w przyszłości przejąć majątek. Wreszcie dobry Bóg ulitował się nad Podkomorstwem i dał im córkę, która urodziła się 4 grudnia 1765 roku.

Nowo narodzone maleństwo otrzymało imię Barbara. Koleje losu są jednak przewrotne i wielka radość z narodzin dziecka w dworze wkrótce ustąpiła miejsca żałobie. Podkomorzyna pod nieobecność swojego męża w niedługi czas po chrzcinach, zapadła w chorobę i umarła. Po powrocie do domu Podkomorzy Bal wskutek nagłego szoku wywołanego widokiem żony na katafalku, dostał ataku serca i padł przy zwłokach Jadwigi nieżywy. Tak oto 10 - dniowe maleństwo Podkomorzych zostało dziedzicem kilkunastu wsi i jednocześnie sierotą, zdaną na łaskę otoczenia. Nie było bowiem żadnych krewnych w okolicy, którzy mogliby się noworodkiem zająć, a nawet jeśli byli, to zaspy zimowe i burze śniegowe skutecznie utrudniały jakąkolwiek z nimi komunikacje. Dziecię pozostawiono dworowi, lecz on po śmierci podkomorstwa zaczął się wykruszać.

Niedługo czekać było, aż zjawiła się daleka, mało znana rodzina podkomorzego - Karszniccy, którzy zwietrzyli okazję do legalnego przejęcia majątku Balów. Pomimo szlacheckich korzeni byli to zwykli hultaje, nie mający swojej własności i trwoniący każdy grosz. Do gospodarstwa Podkomorzych zimową porą trudno było dojechać, co postanowili wykorzystać pazerni krewni. Zaraz po przybyciu na bieszczadzkie włości, objęli oni nad nimi władanie, zwalniając dotychczasowych zarządców. Następnie spakowali wszystkie złota, srebra i kosztowności do sań, rozpędzili służbę, a ostatki ruchomego majątku przysposobili do podróży. Liczyli, że nikt nie przeszkodzi im zabrać tego, co w dworze najcenniejsze ze sobą. I tak też się stało. Wyprawiwszy sanie z kosztownościami przodem, wzięli maleńką Basię, zamknęli dwór i wyruszyli w podróż powrotną. Podczas drogi, podchmieleni i rozradowani z łatwego zarobku krewni zgubili dziecinę w śniegowych zaspach. Na szczęście dla Basi, przechodząca drogą wieśniaczka z Jabłonek dostrzegła kwilące dziecko i zabrawszy maleństwo do chaty, nakarmiła je i otoczyła iście matczyną opieką. Po jakimś czasie Karszniccy spostrzegli brak córki Podkomorzych. Po gorączkowych poszukiwaniach w okolicznych wioskach w końcu odnaleźli Basię w wiejskiej chacie. Na prośbę wieśniaczki pozostawili jej na wychowanie dziewczynkę, co prawda ze sporym zadatkiem, ale również z surowym rozkazem milczenia o jej szlacheckim pochodzeniu.

Z nastaniem wiosny okoliczna szlachta dowiedziała się, jakiego okropnego czynu dokonali w Żubraczem Karszniccy. Początkowo połączeni solidarnością każącą przestrzegać zacności obywatelskiej, grozili krwawą zemstą chciwym krewnym zmarłego Podkomorzego. Z czasem sprawa ta przycichła, bo nie zgłaszali się żadni bliżsi krewni Balów, którzy by chcieli zaopiekować się małą Basią i jej majątkiem. Kiedy w końca znaleziono pełnomocników, Karszniccy posiadali już sądowny nakaz opieki nad dziewczynką. O małej dziecinie wszyscy szybko zapomnieli, z wyjątkiem prawnych opiekunów, którzy obawiając się odebrania zagrabionego majątku, gorączkowo rozmyślali nad tym, gdzie można byłoby ukryć przed światem Basię. W końcu, po blisko dwóch latach postanowili odebrać ją przybranej matce i oddać na wychowanie do klasztoru Benedyktynek w Przemyślu. Zasłoną milczenia i tajemnicy były okryte umowy, jakie zawarli między sobą: przełożona klasztoru i krewni Podkomorzego. Przez kolejne lata tylko bajeczne jakieś wieści krążyły w okolicach Żubraczego o małej Balównie, a Karszniccy wedle upodobania gospodarowali na włościach Podkomorzego. Przebywająca w klasztorze Basia traktowana była łagodniej niż pozostałe dziewczęta, ale za to siostry zakonne wychowywały ją w zupełnej nieświadomości. Nie uczono jej czytać i pisać, ani nie rozmawiano z nią o świecie istniejącym poza klasztornymi murami.

Tymczasem na granicach ziemi sanockiej, od strony województwa sandomierskiego, a pilznieńskiego powiatu...

Równolegle, w czasach panowania Balów w Żubraczem, dziedzicem Niebylca, Lutczy, Konieczkowej i przyległych wiosek był pan Marcin Junosza Łempicki - łowczy nurskiej ziemi, który miał trzynaścioro dzieci - z pierwszego małżeństwa jednego syna, a z trzeciego z Elżbietą z Brześciańskich - jedenaście dziewczynek i  chłopca - Konstantego. Dziedzic szybko pożegnał się ze światem, pozostawiając swoją rodzinę, co prawda z olbrzymim majątkiem, ale bez opieki. Na szczęście pani Łempicka była typem prawdziwej matki i obywatelki ówczesnego czasu, dlatego łatwo obchodziła się z gospodarstwem bez niczyjego nadzoru i cudzej porady.

Wdowa po Łempickim wychowywała dzieci niezwykle troskliwie, starając się im zapewnić jak najlepszą przyszłość. Nie zapominała przy tym o najstarszym synu dziedzica. Z równą gorliwością jak o swoje rodzone dziatki dbała o niego i dokładała wszelkich starań, by zapewnić mu staranne wychowanie. Przyniosło to dobre skutki - pasierb, osiągając blisko 30 lat, był już znanym legionistą - namiestnikiem chorągwi królewskiej i ze swoim wojskiem stacjonował w Przemyślu. Macocha przekonana, że właściwy czas ślubu dla przybranego syna właśnie nastał, po długim obmyśleniu stosownych partii, pojechała do Przemyśla, aby nakłonić go do wyboru którejś z panien. Namiestnik Łempicki długo się wahał, jednak w końcu podjęcie ostatecznej decyzji odłożył na później. Macocha nie była z tego zadowolona, lecz postanowiła odstąpić od pierwotnego zamiaru i powrócić do domu. W przeddzień wyjazdu, robiąc sprawunki na mieście, naszła ją ochota na pierniczki z klasztoru Benedyktynek, znane ze swojej wyśmienitości w całej okolicy. Łowczyni, jadąc do zakonu, gdy przejeżdżała przez most na Sanie, zauważyła śliczną i wyrośniętą dziewczynę kąpiącą się w rzece, a była nią Basia Balówna. Zaciekawiona takim widokiem Łempicka kazała zatrzymać powóz, a sama wdała się w rozmowę z radosną osóbką, która pomimo wzrostu i wieku w obejściu była niezwykle dziecinna. Podczas rozmowy szczere dziewczę wyznało kobiecie, że z chęci poznania jak świat zaklasztorny wygląda bez zezwolenia przekroczyła bramy zakonu, a teraz boi się tam powrócić w obawie przed karą. Pani łowczyni na tak otwarte wyznanie serce zmiękło. Szybko uspokoiła bojaźń Basi i postanowiła odwieźć panienkę do zakonnic, a tam wybawić ją od kary.

Tymczasem w klasztorze wielkie poruszenie i zdenerwowanie wywołało zniknięcie dziewczyny. Poszukiwano ją w murach klasztoru i poza nimi, ale mniszki nie chciały wierzyć że posłuszna dotąd Basia odważyłaby się wyjść za furtę. Wielkie ich było zdziwienie, kiedy na dziedziniec wjechał powóz z szanowaną damą i niesforną Balówną. Przełożona wraz ze starszymi pannami chciały koniecznie ukarać winowajczynię za wyjście poza mury. Wobec jawiącej się kary przestraszona Barbara zaczęła z drżeniem i płaczem tulić się do Pani Łęckiej, poszukując u niej wsparcia. Łowczyni żarliwie broniła dziewczyny, co w rezultacie wyratowało winowajczynię od  ponoszenia konsekwencji nieroztropnego czynu. Przywiązało to sierotę do nowej, łaskawej opiekunki, a uczuciowe oddanie nieznajomej osoby całkowicie stopiło serce Łempickiej, która wobec wymijających informacji sióstr zakonnych na temat rodziny Basi, postanowiła dłużej pozostać w Przemyślu, aby poznać tajemnicę skrywającą przeszłość i pochodzenie dziewczęcia.

Doświadczona i sprytna matrona szybko odkryła sekret otaczający Balównę. W głowie Łempickiej zaiskrzył plan ożenienia swojego pasierba z nieświadomą dziedziczką majątku w Żubraczem. Naradziwszy się z biskupem przemyskim, Józefem Skierskim, namówiła pasierba do spotkania z dziewczyną, po cichu licząc, że jego opór wobec ożenku po zobaczeniu ślicznej kandydatki zmaleje. Tak i też się stało. Zachwycony pięknem osieroconej panny, a nawet nęcony jej ufnością i czystością potomek łowczego od razu zgodził się na plany macochy. Pod pretekstem przywiezienia Balówny na spacer na górę zamkową zwaną Przemysławem, zabrano wkrótce dziewczynę z klasztoru wprost do katedry, a tam bez najmniejszego sprzeciwu zawarto związek małżeński. Takim to sposobem Basia uwolniona została z wiekuistego więzienia, jakim był dla niej klasztor. Nowo poślubieni państwo Łempiccy od razu po ślubie osiedli na zamku murowanym dziedziczonym po ojcu Marcinie w Niebylcu. Zażywali oni szczęścia na niebyleckiej ziemi, jednak spokój ten nie mógł trwać długo. Niebawem Karszniccy dowiedzieli się o uprowadzeniu Basi z klasztoru i o jej samowolnym ślubie z Łempickim. Nie szukali jednak porachunku, bo dziedzic Niebylca był znanym mężem, sławionym jako wyśmienity legionista, którego zemsta mogłaby być straszliwa. A mieli się czego obawiać. Wszelako przez lata roztrwonili majątek Balów, zadłużając ziemię lub oddając w długoletnią dzierżawę. Czekali, aż nadarzy się okazja i szczęcie od Łempickiego się odwróci, by móc dotkliwie się zemścić.

Wkrótce Łempicki został obwiniony o intrygowanie przeciwko cesarzowej i pojmany na swoich włościach, a potem odwieziony na zamek królewski w Krakowie. Niedługi czas po tym na dwór w Niebylcu napadli żądni odwetu Karszniccy. Wśród pożaru porwali Basię i na powrót umieścili ją w klasztorze sióstr Benedyktynek. Tymczasem Łempicki nie wiedząc jak się sprawy w Niebylcu mają, przeżywał męki niepokoju o żonę i ich majątek. Ze wszelkich sił próbował oczyścić się z zarzutów władz, bo żadna z win nie wskazywała na niego. Jednak na nic się to nie zdało - pomimo braku dowodów pozostawiono go w więzieniu. Karszniccy w pełni nie zaspokojeni tym, co dotychczas uknuli, postanowili cofnąć małżeństwo Balówny, by na powrót mieć nad nią i jej majątkiem władanie. Matacząc i kręcąc przed władzami w Wiedniu uzyskali oni pożądany wyrok uchylający samowolny ślub niepełnoletniej Basi. Jednak w celu ostatecznego unieważnienia musieli udać się do biskupa Skierskiego. Przybywszy do Przemyśla z przerażeniem stwierdzili, że biskup Skierski zmarł, a zgodnie z prawem, jeśli ksiądz udzielający małżeństwa umrze, ślub przez niego dany pozostaje ważny na zawsze. Tak więc szczęśliwie dla Łempickich knowanie Karsznickich spełzło na niczym.

Nad uwięzionym Łempickim zlitowały się jednak Niebiosa. Goszczący na terenie Krakowa król Polski - Stanisław August zainteresował się zamkniętymi w lochach zamku królewskiego więźniami. Łempicki, korzystając z okazji, uzyskał posłuchanie u króla i opowiedział mu całe swoje położenie. Wzruszony sytuacją niebyleckiego dziedzica monarcha obiecał, iż wstawi się za nim u cesarzowej - królowej i obietnicy tej dotrzymał. W niedługi czas potem Łempicki został oczyszczony z zarzutów i uwolniony z więzienia. Zaraz po tym, udał się do Przemyśla, aby tam połączyć się ze swoja ukochaną Barbarą. Po powrocie do Niebylca Łempiccy zastali swój majątek w ruinie, zniszczony przez napaść krewnych i opuszczony. Nie poddali się jednak i w pocie czoła poczęli stopniowo przywracać swojemu dworowi dawną świetność. Do pełni szczęścia brakowało im jedynie zadośćuczynienia ze strony Karasznickich i odzyskania rodowego majątku Basi.

Dopiero po ponad 20 latach wszystkie procesy sądowe dotyczące odzyskania ojcowizny Balówny zakończyły się. Łempicki z majątków żony odebrał w całości Średnią Wieś, Żubracze, Solinę, Polańczyk i inne okoliczne wsie. Wskutek złego gospodarowania przez ostatnich zarządców majątek ten wymagał starannego dopatrzenia. Nie widząc innej możliwości ratunku dla zaniedbanej ziemi, państwo Łempiccy razem zamieszkali w Średniej Wsi, by móc lepiej doglądać włości. Jednak po niedługim czasie dziedziczatęsknił za niebylecką ziemią i powrócił na ojcowiznę. Łempicka pozostała w Średniej Wsi, a cały swój majątek prowadziła sama, wydając polecenia bezpośrednio chłopom. Pod jej ręką zaniedbane mienie powróciło do stanu z czasów zarządu Podkomorzego. Barbara nie tylko była panią włościan, ale również matką i opiekunką. Znała każdego gospodarza we wsi, jego rodzinę i problemy, z jakimi się borykał. Wszystkich wspomagała własną ręką, aby nikt nie zaznał głodu i niedostatku. Wyjątkowo skutecznie tępiła lenistwo, pijaństwo i kradzież, tworząc instytucje, które sprzyjały wyplenieniu tych chwastów ludzkiego charakteru. Tym sposobem pani Łempicka stała się nie tylko fundatorką dobrobytu okolicznych gromad, ale podniosła ich morale do tego stopnia, że nie było wśród nich żadnego występku. Balówna „Modliła się Bogu nie godzinkami, lecz uczynkami, modliła się całym swoim życiem.Nie mieszkając z mężem, często go odwiedzała i przyjmowała u siebie, otaczając miłością, szacunkiem i oddaniem. Jej domostwo w Średniej Wsi należało do najgościnniejszych w okolicy, a jego wspomnienie żyło w pamięci sąsiadów długie lata.

Barbara Łempicka z domu Bal zmarła w roku 1823, w cichym zakątku w Bieszczadach. Jej pogrzebowi towarzyszył płacz licznych gromad, a ich nieutulony jęk wypełniał powietrze, wydając się jakoby lamentem całej ziemi. Pan Łempicki przeżył Barbarę 7 lat, umierając dopiero w 1830 roku. Ich córkę Zofię wydano za mąż za hrabiego Ankwicza. Natomiast we wnuczce Barbary Łempickiej - Henrietcie Ewie Ankwicz, zakochał się nasz wieszcz narodowy Adam Mickiewicz.

 

Trochę historii:

Powyższa XVIII-wieczna opowieść to tzw. „legenda Niebylca", którą wniósł do literatury polskiej Zygmunt Kaczkowski. Ta niezwykła historia łączy Bieszczady z Ziemią Strzyżowską i stanowi cenną kartę z przeszłości naszego regionu. Do dzisiaj w Niebylcu na wzgórzu, z dala od centrum wsi stoi murowano-drewniany dwór. Mimo XVI-wiecznego pochodzenia jego dokładna historia nie jest bliżej znana. Niebylec założył w 1509 r. dworzanin królowej Elżbiety Rakuszanki - Mikołaj Machowski. Dwór zbudował on albo ktoś z jego potomków w XVI wieku. Potem właścicielami byli Pieniążkowie, Łempiccy (XVIII-XIX w.), Ankowicze i Kaklikowie. Najbardziej znanym mieszkańcem dworu był Kajetan Junosza Łempicki (1750-1830), który czynnie uczestniczył w konfederacji barskiej i powstaniu kościuszkowskim, a jego zasługi w walce słynne są do dziś. Na przestrzeni lat budynek dworski uległ wielu przebudowom. W XIX wieku powstała drewniana oficyna i prawdopodobnie drewniane piętro, ale trudno jest to jednoznacznie stwierdzić, gdyż brak jest na ten temat wyczerpujących informacji. Obecnie dwór w Niebylcu stoi opuszczony.

Zdjęcie: Bartłomiej Bara, opracowanie K. Jaworek na podstawie:

1.      J. Rudny: Niebylec i okolice. Krosno 1997,

2.      Z. Kaczkowski: Grób Nieczui. Tom I. Kraków 1964,

3.      Zdjęcie: http://zamki.res.pl/niebylec.htm.

 

 Zob. Z. Kaczkowski: Grób Nieczui. Tom I. Kraków 1964.