Logo
Pogoda

18°C

  • sgps
  • e-puap
  • bip
  • Kontrast 1
  • Kontrast 2
  • Kontrast 3
  • Kontrast 4
Tłumacz

Tłumacz

STRZYŻÓW POGODA

Józef Franczak

wydrukuj
Józef Franczak

Znalazłem to „Coś" - wywiad ze strzyżowskim artystą Józefem Franczakiem

W tym roku skończyłeś 50 lat życia - wszystkiego najlepszego - ile czasu w tym pół wieku przypada na świadomą twórczość plastyczną, czyli chęć tworzenia dla siebie, kogoś?

Dziękuję. Rzeczywiście ta twórczość gdzieś tam była od wielu lat. Jeszcze kiedyś, przy Domu Kultury w Strzyżowie istniał Klub Plastyki, którego byłem aktywnym uczestnikiem, ale było to raczej na zasadzie spotkania się z ludźmi o podobnych zainteresowaniach, a także po trosze realizacja własnej pasji rysowania, malowania. Ale tak faktycznie, w pełni świadome zajęcie się malarstwem datowałbym na rok około 2000.

Tak późno?

- Tak. Chodzi o w pełni świadomą twórczość, kiedy wiedziałem już, czego chcę, co chcę wyrazić w swoich obrazach i co przekazać - to właśnie około roku 2000.

- Ale ja pamiętam, że w latach 90. tworzyłeś m.in. rysunki, które wykorzystywane były w szacie graficznej „Wagi i Miecza".

- Była to tylko pasja, na którą zawsze brakowało czasu. Po ukończeniu liceum plastycznego był dom, rodzina, praca i dziś mogę powiedzieć, że były to raczej próby i że w ogóle nie tworzyłem. Później, jeszcze przed rokiem 2000 pojawiły się fascynacje różnymi technikami malarskimi: pastela, akwarela, próbowałem właściwie wszystkiego. Na samym początku były farby olejne, później właśnie pastela, akwarela, a około 2002 roku akryl, której to technice jestem wierny do dziś.

- Ale była i ceramika.

- Była. Było zafascynowanie ceramiką. Nie spodziewałem się, że potrafię rzeźbić! Okazało się, że tak. Podobało mi się bardzo, to co mogłem uzyskać z gliny i wypalić - miałem swój piec, sporo materiałów, ale „odmówiły posłuszeństwa" moje stawy, narażone na ciągłą wilgoć. Musiałem więc z tej techniki zrezygnować.

- Powiedz mi, jak wcześnie odkryłeś u siebie tę niezwykłą zdolność rysowania, malowania.

Myślę, że w dzieciństwie, w szkole podstawowej lubiłem rysować ołówkiem i kredkami. Przypominam sobie, że miałem takie marzenie, chciałem być artystą, chociaż nie zdawałem sobie sprawy, co tak naprawdę się z tym wiąże.

Czy wtedy już miałeś jakiegoś ulubionego twórcę, wzór do naśladowania?

W dzieciństwie, w szkole raczej nie miałem jakiegoś bohatera związanego z malarstwem, którym byłbym zafascynowany. Wystarczało mi to, że sam lubiłem rysować i bardzo dużo rysowałem. Ale już w średniej szkole pojawił się temat Młodej Polski i jej artyści. Może nie tyle ich naśladowałem, co fascynował mnie klimat ich twórczości. Podobała mi się między innymi szeroka plama, jaką stosowali.

A obecnie jest ktoś, kogo twórczość Cię inspiruje?

Są artyści, których twórczość mi się podoba. Patrzę na ich obrazy i stwierdzam, że mi się podobają, bo budują klimat odpowiadający mojej malarskiej wrażliwości. Mówię tak dlatego, że długo pracowałem nad swoim indywidualnym stylem, bez oglądania się na innych artystów. Robiłem setki ćwiczebnych, „treningowych" obrazów na kartonach farbami plakatowymi i nie chciałem nikogo naśladować. Trwało to kilka lat i w końcu znalazłem to „Coś".

Wobec tego, czy możesz powiedzieć, że to jest Twoja ostateczna forma przekazu malarskiego?

Nie. Jest w człowieku taka chęć poszukiwania. Może nie tyle chęć stworzenia „czegoś wielkiego", chociaż sądzę, że w każdym artyście drzemie takie marzenie, ale przede wszystkim ciągłego szukania, badania własnych możliwości, nowych tematów, technik. W ostatnich latach takim głównym tematem moich prac są dzieci, które są jakby odzwierciedleniem mojego dzieciństwa, byłem bowiem chorowitym dzieckiem i sporo przebywałem w sanatoriach. Stąd też, co widać w moim malarstwie, te smutne twarze dzieci. Niemniej jednak cały czas poszukuję i może być tak, że za rok - nie stanie się to z dnia na dzień - będę malował całkowicie coś innego. Nigdy nie mówię, że to co robię jest ostateczne. Oczywiście trzymam się stylu, który wypracowałem, natomiast szukam innych tematów, inspiracji. Najważniejszy dla mnie jest sam akt tworzenia, przyjemność, którą czerpię z tego, że maluję, że mogę zmieniać świat, że to nie jest realizm. Oczywiście potrafię realistycznie malować, wolę jednak otaczający mnie świat „przerobić" przez własną wyobraźnię i wrażliwość.

Rzeczywiście klimat Twoich obrazów jest zupełnie inny od tych, które niegdyś malowałeś - realistycznych, symbolicznych kompozycji. Obecne kompozycje figuratywne z udziałem dzieci, ich smutnych losów, relacji rodzinnych nie są chyba jedynym tematem, który Cię inspiruje.

Wspomnienia z dzieciństwa są jak najbardziej obecne w mojej twórczości. Uważam, że dzieci są przekazem myśli, zdarzeń nas otaczających, tu i teraz. Może po trosze tęsknota za tym „niefajnym" dzieciństwem. Ale za czym tu tęsknić z drugiej strony? Dzieci z moich obrazów „mówią" o czymś ważnym, co sam chcę powiedzieć, o naszych dorosłych sprawach. Dzieci w tym przypadku są symbolem. Mają w sobie taką wspaniałą szczerość, której często brakuje dorosłym. Żyjemy we współczesnym świecie, w którym ludzie zakładają maski. Nie mówię, że wszyscy, bo sporo ludzi jest otwartych, szczerych, prawdziwych. Natomiast dużo jest w życiu pozoranctwa, zakłamania, a dzieci są szczere. Uznałem, że to jest świetny pomysł, ponieważ postać dziecka służy za powiedziałbym „medium' w przekazaniu czegoś ważnego, problemów nas dorosłych, prawdy o świecie, miłości, bólu rozstania...

Ile w tych dzieciach osobistych przeżyć, przejść, doznań...

Oczywiście jest to w tych postaciach niemały kawałek mnie samego. Na co dzień nie wraca się do wspomnień, bo są inne obowiązki, jednak w chwili zamyślenia, w pracowni, gdy rozkładam farby, mam coś w głowie i często sam nie wiem, jak to się dzieje, że właśnie wtedy wracają wspomnienia...

Obsesja?

Nie. Maluję też inne rzeczy, tematy bajkowe, ostatnio motyw Strzyżowa, który chyba zawsze był, ale dokładam do tego postaci, w tym także dzieci, niekiedy w scenerii wręcz bajkowej, kominiarze, koniki bujane, matrony w strojach...

No właśnie. Ten klimat uderza każdego widza - bajkowy naznaczony przede wszystkim konkretnym kolorem, ciepłym, pastelowym. Ale wydaje mi się, że poprzez temat dziecka, zagubionego, pozostawionego samemu sobie w nostalgicznym opuszczeniu - należałoby to opowiedzieć w inny, zdecydowanie pesymistyczny sposób, stosując na przykład barwy szare, czarne, sepię...

Tak. Uznałem, że mówić o dziecku, postaci dziecka, można w różnoraki sposób. Moją inspiracją były na przykład stare, czarno-białe fotografie dzieci, których postaci mogłem sobie wyobrażać już w kolorze. Nie chciałem ich kopiować jako czarno-białe fotografie. Niektórzy malarze już tak malują, uznając nadrealizm za swój styl. Ja dążę do koloru, bo nasz świat nie jest oparty na smutku, są przecież kolory, które dla mnie są bardzo ważne.

Uważasz więc, ze kolor dodaje autentyczności i szczerości...

Tak. Uważam, że tak - kolor dla mnie jest bardzo waży. Przyznam, że kiedyś malowałem „szaro-bure" obrazki, teraz już ich nie lubię. Teraz w chwili, gdy „wyczułem" kolor, którego wcześniej pewnie nie czułem - rysunek, no już pastel tak - ale akryle dały mi po prostu wielkie możliwości.

Tylko akryle?

Myślę wciąż o powrocie do akwareli. Tą technikę bardzo lubiłem. Zresztą z tą techniką wiąże się kilka bardzo dla mnie ważnych i przyjemnych chwil. Przez pewnie sześć, siedem lat uczestniczyłem w konkursie „Ściana Wschodnia" Mariana Strońskiego, gdzie zawsze była jakaś nagroda. Wciąż mam papier akwarelowy, który leży i czeka, i przyjdzie taki dzień, w którym sięgnę po akwarele i znów będę malował.

To trudna technika.

Jest trudna, ale daje bardzo dużo satysfakcji na tzw. „przełamanie" od innych łatwiejszych technik.

Co dało Ci przystąpienie do Związku Polskich Artystów Malarzy i Grafików?

Nie ukończyłem wyższej uczelni plastycznej, a więc możliwość przystąpienia do stowarzyszenia zrzeszającego właściwe tylko absolwentów takich uczelni stworzyła mi możliwości dotarcia ze swoją sztuką do szerszego audytorium. Wiadomo, nie każdy może swoje obrazy prezentować w Biurach Wystaw Artystycznych, uznanych galeriach itd. U podstaw przystąpienia do stowarzyszenia była też chęć sprawdzenia samego siebie, czy jestem tak dobry, jak artyści z dyplomem wyższej uczelni. Zawiozłem swoje prace i stanąłem przed komisją, starając się o jej uznanie, ale też zdawałem sobie sprawę, że ich decyzja otwiera przede mną pewne drzwi dotarcia do szerszej publiczności.

Czy wcześniej, powiedzmy sobie jako „amator" odczuwałeś pewne pominięcie, nieuznanie swojej twórczości?

Tak, zdarzały się takie sytuacje. Były na przykład propozycje wystawy indywidualnej, a potem odmówienie mi jej, w chwili, gdy dowiedzieli się, że nie skończyłem wyższej uczelni plastycznej ani nie należę do Związku. Miałem najpierw propozycję wystawy, co mnie bardzo i mile zaskoczyło, a później telefon, że nie, a powodem, może nie wypowiedzianym bezpośrednio był mój brak dyplomu wyższej uczelni. Teraz już te relacje między ludźmi, którzy ukończyli i tych którzy nie mają stosownych fakultetów są inne. One się jakby samorzutnie zacierają, ale na własnej skórze doświadczyłem, że dyplom miał ogromne znaczenie. Chociaż osobiście miałem świadomość, że tworzę coś, co wykracza poza ramy tylko hobby. Ostatecznie na podstawie udokumentowanych moich osiągnięć artystycznych zostałem przyjęty do Polskiego Związku Malarzy i Grafików.

Co mówi Ci nazwisko Mariola Łabno-Flaumenhaft?

Aktorka Teatru Siemaszkowej w Rzeszowie, którą poznałem na jednej ze swoich wystaw. Podoba się jej moje malarstwo i między innymi uświetniła mój benefis w DK „Sokół", deklamując kilka wierszy inspirowanych moimi obrazami. Muszę powiedzieć, że artystyczne środowisko rzeszowskie bardzo miło mnie przyjęło. Zresztą w moim życiu pojawiają się też i inne osoby, których przyjaźń bardzo sobie cenię. Do nich należą między innymi Jacek Tejchma z Mielca czy Leszek Kuchniak z Rzeszowa.

Jak Twoją pasję traktuje rodzina - sprzyjają, tolerują, patrzą z ukosa?

Nigdy nie miałem jakiegoś zakazu malowania, tworzenia na zasadzie „Nie rób tego". Jak zdawałem do szkoły plastycznej, to rodzice mój wybór absolutnie akceptowali. Teraz także moja rodzina jak najbardziej sprzyja mi w moich artystycznych poczynaniach.

Powiedz, czy realizowanie swojej pasji jest dla Ciebie terapią?

Tak.

Gdzie można obecnie obejrzeć Twoje prace?

W tej chwili są one w różnych miejscach, w tym także w licznych prywatnych zbiorach. Natomiast duża wystawa najnowszych obrazów znajduje się w jeszcze nieudostępnionej galerii „Nad Calvadosem" w strzyżowskim Rynku.

Na ile szacujesz liczbę swoich dzieł?

Bardzo trudne pytanie. Dużo. Oprócz prac, które wykonywałem warsztatowo, dla wprawy, treningu, których nie zaliczam do swojego zbioru, i tych, których nigdy nie pokażę, bo uznaję, iż się nie nadają do prezentacji, liczę tylko te obrazy prezentowane na wystawach i myślę, że jest ich z pół tysiąca. Od pewnego czasu zacząłem prowadzić statystykę, bo o rejestrowaniu swoich prac na początku w ogóle nie myślałem. Dziś zdarza się, że będąc w jakim domu spostrzegam swój obraz, o którym zupełnie zapomniałem. Mam także swoją stronę internetową, co prawda już długo nieodnawialną, ale jest...

Co daje Ci udział w plenerach?

Możliwość swobodnego malowania, spotkania innych wspaniałych ludzi, bycia w świecie osób i rzeczy, które lubię. Rzeczywiście lubię plenery i myślę, że było ich już ponad czterdzieści.

Wątek etnograficzny?

Tak. Zawsze lubiłem dawną, wiejską architekturę, coraz rzadszą w naturalnych warunkach. Jest ona zgromadzona w skansenach, które chętnie odwiedzam. W ogóle pociąga mnie galicyjski pejzaż, który bardzo często pojawia się w moich obrazach.

Dziękuję Ci za rozmowę i życzę dalszej wspaniałej kondycji artystycznej.

 

Józef Franczak

Urodzony w 1963 roku w Strzyżowie, absolwent Liceum Sztuk Plastycznych w Jarosławiu. Współzałożyciel i pierwszy prezes Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych im. Władysława Gduli, które powstało w 2003 roku w Strzyżowie. Od roku 2004 członek Związku Polskich Artystów, Malarzy i Grafików w Rzeszowie. Od 2005 roku jest członkiem Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Przemyślu.

Wielokrotnie ofiarowywał swoje prace na aukcje charytatywne, prezentował swą twórczość podczas imprez organizowanych przez instytucje kulturalne. Jego prace znajdują się w wielu kolekcjach w kraju i za granicą. Można je także obejrzeć na stronie internetowej artysty /franczak-galeria.prv.pl/.

Artysta uczestniczył w ok. 60 wystawach zbiorowych i indywidualnych w kraju i za granicą, także w plenerach malarskich, przeglądach i konkursach artystycznych. Jest laureatem konkursów malarskich. Na temat jego twórczości TVP Rzeszów emitowała filmowe relacje i reportaże, podobnie jak i Rozgłośnia Polskiego Radia w Rzeszowie. Oto co m.in. o jego malarstwie pisze Jan Tulik:

„(...) Józef Franczak znakomicie żongluje (nomen omen) postaciami i rekwizytami z pogranicza cyrku i teatru, raczej jednak bliżej teatru (nie kabaretu w duchu Toulouse-Loutreca) jego pędzel się skłania i to wersji zawsze nowej, niepowtarzalnej, jak w comedii del'arte. Artysta ten zdaje się sugerować, że to właśnie ta cześć naszego życia, która staje się grą, jest konsekwencją naszych wyobrażeń, marzeń niekiedy (a może i odmiana dance macabre?). Znakomicie posługuje się malarską metaforą i stawia przed widzem obraz ze znakiem zapytania a my mówimy - obraz pełen skojarzeń, skłaniający do refleksji...

Owe marzenia i oniryczność a jednocześnie lekko groteskowa teatralność mogą przypominać tematem poetykę malarstwa Wojtkiewicza, niekiedy - lecz także tylko jakby gramatyką koncepcji - słynne ogrodowe sceny geniusza z Ropczyc Mehoffera, to zarysy pejzaży z Weissa (a ten wielki malarz mieszkał w rodzinnym Franczaka mieście Strzyżowie...).

Jeśli wspomnimy na ciepłą mglistość obrazów Turnera i przywołamy kipiące światło Renoire'a a może bardziej Pissarra - chyba będą to właściwe odniesienia zbliżające Franczaka do sfery malarstwa impresjonistycznego i postimpresjonistycznego, z odniesieniami do anegdoty w tematyce oszczędnej a jednak wyrazistej. Lecz są to odniesienia, i nie ma tu niczego, co byłoby zapożyczeniem od wspomnianych przedstawicieli artystycznej plejady sprzed stulecia. Franczak wprawdzie wciąż poszukuje nowych środków ekspresji, lecz są to poszukiwania artysty w pełni już ukształtowanego, świadomego swojego języka malarskiego. Niekiedy słoneczny, monochromatyczny ton widza wabi, bywa także, że ta jasność staje się osobliwą kurtyną i trzeba wzrokiem rozgarniać świetlistość mgły, chwytać wyrazistość - a jednak! konturów i kształtów. (...)"

Ważniejsze wystawy

WDK w Rzeszowie (1998), SCK w Mielcu (2003), BWA w Rzeszowie (2005), SCK w Mielcu (2006), SCK w Mielcu (2007), Lehne - Niemcy (2008), BWA w Rzeszowie (2009), DK - Sanok (2009), Regionalne Centrum Pogranicza w Krośnie (2010), Bagnacavallo - Włochy (2010), BWA Krynica-Zdrój (2010), Bagnacavallo - Włochy „Art in Europa" (2011), Koszyce - Słowacja (2011), Bardejov Słowacja (2012), Benefis DK „Sokół" w Strzyżowie (2012), CPK w Warszawie (2012), Cytadela-Warszawa (2012)

Ważniejsze nagrody

I nagroda - „Martwa Natura" WDK w Rzeszowie (2001), I nagroda - Międzywojewódzka Wystawa Akwareli „Ściana Wschodnia" WDK Rzeszów (2002, 2004), Wyróżnienie - ZPAMiG wystawa pt: „Nastroje" (2004), Nagroda - Akwarela „Ściana Wschodnia" WDK Rzeszów (2005), 4 nagroda - Wystawa pt: „Nastroje" ZPAMiG w Rzeszowie (2006), II nagroda - Akwarela „Ściana Wschodnia" WDK Rzeszów (2007), Nagroda Fundacji Krygowskich „Obraz, Rzeźba, Rysunek, Grafika roku 2009" BWA - Rzeszów.

[Inf. wł., rozmawiał W. Plezia]